Domowy Kościół

Świadectwa

Świadectwa z OR II st. w Bogdankach


Rekolekcje były owocne w postanowienia wytrwałego zdążania do kształtowania nawyku realizacji zobowiązań DK, uczestnictwa w liturgii i Eucharystii częściej niż w niedziele, a także pokazały jak być wyrozumiałym dla wrogów w sposób Chrystusowy- jak kochać nieprzyjaciół i okazywać im miłosierdzie rozumiane w sposób prawidłowy, nie wypaczony. Wiem ze relacja z Mężem budowana na Chrystusie pozwoli nam obojgu wzrastać ku Świętości, a dzieci czerpiące wzorce od nas jako Rodziców będą mogły poznawać Boga i wiedzieć co oznacza miłość w Bogu, wyrozumiałość, przebaczenie i wymaganie od samego siebie, poprawianie samego siebie na wzór Chrystusa i Matki Najświętszej dla dobra Małżonka, dzieci i współbraci.

Ada z diecezji toruńskiej


Czas przeżywania Oazy II stopnia z Archdiecezją Białostocką był to dla nas czas poglębienia sfery duchowej oraz  umocnienia więzi z Chrystusem. Ogrom modlitwy, którą tam otrzymaliśmy czujemy do dziś. Jechaliśmy na te rekolekcje z dużą niewiadomą daleko od domu,bo przyjechaliśmy aż z Monachium. Zastanawialiśmy się jak to będzie w takiej wiosce jak Bogdanki. Wątpliwości szybko się rozwiały ponieważ spotkani ludzie, ich serdeczność i życzliwość wprowadziły nas w atmosferę, w której mogliśmy poczuć bliską obecność Boga.

Świadectwa zapraszanych gości oraz samych uczestników oazy, przemawiały do głębi naszych serc. Wiemy również, że owoce przeżytych rekolekcji odczuwamy już na codzień ,a nasz syn dzieli się z rówieśnikami uwielbieniem Boga przez pieśni, których nauczyła go diakonia wychowawcza.

Monika i Mariusz z Mikołajem 


Jakiś czas przed wyjazdem na rekolekcje, rozmawiając z mężem powiedziałam mu, że kotłuje się we mnie niczym pod płytami tektonicznymi magma emocji, pytań, myśli, ale że nie chcę tego ruszać, bo boję się, że jak się tego dotknę, to to wszystko z głośnym hukiem wywali jakimś trzęsieniem ziemi, erupcją tego wulkanu, co to może jeszcze przypadkiem poparzyć ludzi obok.

Tak… Rekolekcje były dla mnie czasem trudnym. I jak się można łatwo domyślić - Pan Bóg dotknął właśnie tego miejsca, sprawił, że jak najbardziej, ten wulkan eksplodował. 

Podczas spowiedzi ksiądz zadał mi pokutę - rozmowę z Panem Bogiem. Taką szczerą z serca, w samotności, i co ważne na głos. 

Był to dla mnie zdecydowanie kluczowy moment rekolekcji. Jak z kłębka splątanych ze sobą nici, zdanie po zdaniu wyciągałam nitkę po nitce z tego wewnętrznego chaosu. Podczas tej modlitwy nie tylko udało mi się ponazywać w końcu dręczące mnie sytuacje, emocje, doświadczenia, ale Pan Bóg pokazywał ich głębszy wymiar, głębsze podłoże, dokopywał się przez twardniejące z wierzchu warstwy mojego serca do tego totalnie bezbronnego, bolącego miejsca „serca cielesnego”, które chciałam ochronić kamienną skorupą.

Ujrzałam, że w pewnym sensie niewolą mego serca jest „radzenie sobie”, ze wszystkim sama. Wewnętrzny przymus radzenia sobie. Taka maska, pod którą skrywa się warstwa „złość”. Pod nią natomiast warstwa o nazwie „ogromny lęk, że jednak sobie nie poradzę”. Pod nią kolejne gruzy wstydu, upokorzenia, negacji sensu tego wszystkiego, by gdzieś na samym dnie zobaczyć moje nagie poczucie samotności. I pytanie, trochę pomieszane z pretensją - czemu Ty Boże mi nie pomagasz? Czy jesteś ze mną, czy muszę radzić sobie ze wszystkim sama? 

A pod nim jeszcze jedno, to najważniejsze - czy rzeczywiście mnie kochasz? Nie zostawiasz „na pastwę losu”? 

Pan Bóg pozwolił mi zobaczyć także działanie złego, jego strategię uderzającą przez z pozoru zwykłe, codzienne sytuacje czy drobne nieporozumienia w jedność w naszej rodzinie. Pomiędzy nami w małżeństwie, ale też w szerzej rozumianych rodzinnych relacjach. Że wszystkie te sytuacje były właśnie takim „rozegraniem” nas, jak w partii szachów. Prowadząc do rozłamu i właśnie tego braku zaufania, uderzając w pojedyncze pionki i w drużynę jako całość, rodząc brak wiary w miłość i  Bożą opiekę.

Wyjeżdżam więc z rekolekcji jak rozkopany plac budowy, ale z silnym przeświadczeniem, że jeśli nie przylgnę ja i moja rodzina do Boga, to po prostu zginiemy. Wierzę też, że ten „wybuch” był mi bardzo potrzebny, że jest początkiem uzdrowienia tych bolesnych miejsc, a także mojego nawrócenia i zablokowanej tym nagromadzonym bagażem szczerości w relacji z Bogiem. Dzięki temu doświadczeniu na nowo czuję bliskość Boga, potrzebę modlitwy i pojednania.

Kasia diecezji warszawsko-praskiej


Na rekolekcje przyjechałam będąc w trakcie warsztatów terapeutyczno-rozwojowych 12 kroków. W czasie trwania oazy trwał właśnie krok 6, podczas to którego rozważaliśmy gotowość oddania Bogu wszystkich naszych błędów charakteru, słabości, grzechów. Starałam się wiernie pracować, choć towarzyszyło mi pewne niedowierzanie, że Bóg faktycznie może wziąć ode mnie moje zniewolenie grzechem.

Na rekolekcjach Bóg przemówił do mnie bezpośrednio - po raz kolejny rozwiał wątpliwości, podtrzymał w drodze, wlał nadzieję i radość. Powiedział, że już dość nasłuchał się uciemiężenia swojego ludu i że pragnie go wprowadzić do krainy mlekiem i miodem płynącej. Wolność zatem jest możliwa!!! Pan dodał mi sił, by codziennie zaczynać od nowa - stawać na fundamencie swojej nędzy i być wolnym w Jezusie Chrystusie. Chwała Mu za to!

Paulina z diecezji łódzkiej


Błogosławiony czas, dany nam przez Stwórcę jako szansa na wzrastanie duchowe i wspólnotowe.

Kolejne dni rekolekcji wypełnione były precyzyjnie wszystkimi potrzebnymi ludzkimi aktywnościami. Modlitwa, posiłek, formacja, rozważania, rozmowy, czas wolny. Po pierwszych trzech dniach i wyjściu z szoku klimatycznego oraz kulturowego (przyjechaliśmy z  zachodniej Polski ;), rytm dnia choć intensywny, to ułożył się w bezpieczny i przewidywalny, ale też odkrywczy porządek. przypominał chwilami zakonną regułę św Benedykta " Niech bracia będą zawsze zajęci". Chroniło nas przed  bezczynnością, która jest wrogiem duszy. Hasło tego roku "Wolni i Wyzwalający" w połączeniu z II stopniem ONŻ , a więc Wyjściem z niewoli, był pięknym połączeniem i dopełnieniem. Rozważania z Księgi Rodzaju i poznawanie pedagogii Boga wobec człowieka Starego Testamentu, poszukiwania ścisłych związków z Ewangelią były odkrywczą podróżą intelektualną i duchową, pozwalając poznać historię zbawienia i odwieczne Miłosierdzie Boga. 

Kapłan w osobie księdza Rafała prowadził nas w sposób subtelny i jednoznaczny. Pełen determinacji w wyprowadzeniu tego rekolekcyjnego ludu z niewoli grzechu, nawyków, lęków, do wolności w Chrystusie, przez indywidualne duszpasterskie spotkania z małżeństwami, sakrament pojednania i pokuty, burzliwą drogę krzyżową i nocne i mocne "Wyjście z Egiptu"  Pełnia wolności urzeczywistniała się natomiast w codziennej Eucharystii i pięknej liturgii z udziałem wszystkich dzielnych i odważnych mężczyzn ze Służby Liturgicznej oraz towarzyszących im w śpiewie np. Psalmów mężnych kobiet. Diakonia muzyczna pod dyrekcja Roberta i Wioli była dla nas niczym śpiew Aniołów, który wznosił nasze wołanie do niebios bram. Piękno i wagę tego wydarzenia potwierdził swoją obecnością  Arcybiskup Tadeusz Wojda.

Był to rzeczywisty Boży czas - taki ziemski KAIROS, 15 dni, które wydawały się na początku wiecznością, trwały jakby jeden dzień w którym wszystko dzieje się w tym samym Bożym czasie. Ogromna wdzięczność radość, przepełniała nasze serca wobec Dobrego Boga i pięknych ludzi, zaangażowany i oddanych w służbie. Ogromne podziękowania kierujemy do Moderatorów: Jana i Marcjanny,  Animatorów Tomka i Eli, Roberta i Wioli oraz pełnej pomysłów i niespożytych sił diakonii wychowawczej. Wierzący okazał się nawet nawet kucharz Mateusz, który nie dopuścił, aby głód przysłonił nam poszukiwanie Boga w otoczeniu i odgłosach wiejskiej natury. Na koniec kierujemy słowa wdzięczności za ten wspólny czas do Was wszystkich, którzy byli uczestnikami i których nie wymienimy imiennie. Bóg zna wasze serca i czyny. 

Do zobaczenia najpóźniej w niebie. Ania i Darek z diecezji  wrocławskiej

PS Wszystko to odbyło się w pokorze i cichości naszych serc, i skromnej miejscowości Bogdanki (z najlepiej wyposażonym i prowadzonym domem Rekolekcyjnym:), a fragmenty można będzie obejrzeć we wrześniowym programie regionalnej  TVP3 :) 


OAZA II Stopnia w Bogdankach koło Białegostoku 2019, „Wolni i wyzwalający”, niewątpliwie była dla mnie czasem działania Boga w każdej chwili jej trwania.

Przyjechałem na rekolekcje ze swoimi słabościami, próbując żyć po swojemu kolejny raz. Błądząc jak naród wybrany. Już w dniu przyjazdu Bóg zaczął mnie wyzwalać i to w sposób, który był dla mnie prawie nie do przyjęcia. Buntowałem się przeciw temu, ale jednocześnie miałem jakąś dziwną niezrozumiałą pewność, że tego nie uniknę. Wydawało mi się, że to zadanie jest dla mnie niewykonalne, że będzie druzgocące. A On podniósł poprzeczkę i dołożył do tego jeszcze wstąpienie do KWC, które ma być moją pomocą po wyzwoleniu i ofiarą miłości. Bóg obiecał, że wiele odmieni, a On słowa dotrzymuje i dotrzymał.

Na początku oazy, kiedy uczestnicy jeszcze się poznają, kiedy dopiero trwa przygotowanie do zawiązywania wspaniałych przyjaźni i cudownej wspólnoty, Bóg postawił kolejne dwa zadania. Ofiarowanie Eucharystii w intencji jednej z par, której jeszcze dobrze nie znaliśmy z żoną, ofiarując Mu ból po niedawnej stracie córeczki w ich intencji. Po konsultacjach z żoną zadanie wykonaliśmy. Nie wiedziałem wtedy jeszcze jakie będą tego efekty. A trzecim zadaniem było wstąpienie do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Ha! Ja i krucjata? Byłem przekonany i twierdziłem, że KWC nie jest dla mnie, a przynajmniej nie teraz. Moje wstąpienie do KWC było z mojego punktu widzenia, czymś całkowicie nie realnym. Myślałem, że ja i KWC to ogień i woda. No cóż. Bóg ma swoje plany. Nie zmusza nikogo do posłuszeństwa, ale jeśli okażemy Mu posłuszeństwo i pełną ufność z miłości do Niego to w życiu zaczynają się cuda. Z myślą o krucjacie biłem się długo, kiedy podjąłem decyzję o wstąpieniu okazało się, że muszę poczekać prawie do końca rekolekcji. Mimo to po podjęciu tej decyzji wrócił spokój serca i radość. Już w czwartym dniu oazy Bóg dokonał wyzwolenia, wymiótł wszystko. W tym dniu był żywy i obecny w pełnej swej mocy. Pokładając pełną ufność w Jezusie Chrystusie, nie możemy pozostawiać sobie nic. Wszystko należy oddać Jemu. Nieustannie przypomina się historia Gedeona, jego wiary i ufności. Doświadczając codziennie cudu wspólnoty zgromadzonej w Jezusie Chrystusie, w miłości do Ojca naszego dotarłem do dnia składania deklaracji KWC. Był to dzień wyjazdowy. Odwiedziliśmy trzy sanktuaria Świętą Wodę, Różanystok i Sokółkę. W Różanymstoku opanowało mnie jakieś podenerwowanie i brak cierpliwości. Pojawiały się myśli, że po co to KWC i całe rekolekcje, skoro za dwa dni codzienność i „świat” upomni się o mnie. I w takim stanie ruszyliśmy do Sokółki. Adorowałem Najświętszy Sakrament prosząc Jezusa o pomoc, ale irytacja się utrzymywała. Nastąpiła chwila świadectw i to był czas, kiedy wszystko ustąpiło i stało się oczywiste. Świadectwo wygłosiła para, za którą ofiarowaliśmy z żoną Eucharystię na początku rekolekcji. W trakcie świadectwa dotarło do mnie ile to dla nich znaczyło i jak bardzo to przeżyli. A ja zrozumiałem, że nie muszę rozumieć Bożego planu. Ja muszę i pragnę być Mu posłusznym, ufając bezgranicznie nie zostawiając sobie nic. Nie mogłem zatem zrezygnować z wstąpienia do KWC, bo taka była wola Boga względem mnie. Jestem tego pewien. Złożyłem deklarację wstąpienia do KWC, i już się nie zastanawiałem czy dam radę i jak o tym mówić. Wiem, że dam radę i mówię o KWC bez ogródek bo Mój Pan jest ze mną.

W wytrwałości i konsekwencji nie jestem sam, Mój Bóg mnie wspiera i jest ze mną w codziennej Eucharystii i w zobowiązaniach DK. Jego Słowo towarzyszy mi codziennie. „Wolni i wyzwalający”- mnie Bóg wyzwolił, i dał więcej niż oczekiwałem. Uwielbiajmy Go każdego dnia i pokładajmy pełną ufność w Jezusie Chrystusie. Chwała Panu Naszemu. Z Bogiem.   Wojciech z diecezji gdańskiej


Na rekolekcje jechałem z wielką pustką w sercu. Ostatnie miesiące w pracy przed wakacjami były dla mnie trudne. Pęd za pieniądzem zakrył mi Pana Boga i wprowadził w moje życie chaos i wielki niepokój. Czas rekolekcji był momentem złapania równowagi, momentem powrotu do Pana. Bóg przez treści biblijne analizowane w poszczególnych dniach uświadamiał mi, że On jest moim prawdziwym Panem i że tylko w Nim mogę złożyć swoją nadzieję i ufność. Odkryłem prawdziwy pokój, który może dać tylko nasz dobry Ojciec. Doświadczyłem również żywego działania Ducha Świętego, który przychodził z pokojem i radością. Na codziennej Mszy Świętej spotykałem się z Jezusem, który przez swoje cierpienie za całą ludzkość uczył mnie miłości. Wróciłem z rekolekcji umocniony i pełen nadziei. Bóg nade mną czuwa i daje mi poznać, to że o mnie walczy. Jezu ufam Tobie! 

 Michał z diecezji łódzkiej


Z rekolekcjami wiązałam duże nadzieje; że odkryje swoje zniewolenia i ujrzę swoje  wyjście z niewoli. Wierzyłam,  że będą sie działy spektakularne rzeczy. Jednak pierwsze dni miały wciąż dokładnie taki sam harmonogram. Mówiłam sama do siebie-jak ja mam tu przeżyć swoje nawrócenie, jak jest nuda i nuda, wciąż tak samo. Dopiero później poskładałam wszystko w całość i ta nuda była potrzebna, żeby zbudować fundament pod późniejsze wydarzenia i przeżycia. Kiedy odbywała się Droga Krzyżowa, dane nam było rodziną, nieść ciężki, duży, drewniany krzyż, byłam dumna z mojego silnego męża, który właściwie niósł ten krzyż sam. Wszystko się zmieniło, kiedy zamiast męża "ujrzałam" samego Jezusa , który ten ciężki krzyż niósł przed wiekami przeze mnie… przeze mnie i dla mnie, aby mnie zbawić. Z całego serca dziękuję Jezusowi za ten krzyż, jednocześnie przepraszając Go, ze tak często przyczyniam sie do Jego cierpienia. Wybraliśmy do rozważań  4 stację . Była  dla mnie. Duch św. działał:) Przypomniało mi sie jak cierpiałam, gdy Marysia cierpiała i była o krok od śmierci. Pewnie w niewielkim stopniu ale mogłam poczuć jak bardzo cierpiała Matka Boża ale i jak bardzo ważne jest wsparcie innych ludzi podczas trwania cierpienia (. https://nowakaniam.wixsite.com/marysia )

Drugim przełomowym wydarzeniem było "przyjecie" nocą chrztu św zimna woda ze strumyka. To było takie otrząśniecie się z trwania w niewoli grzechu.

To było odcięcie starej Ani na rzecz nowej.

Wraz ze spowiedzią św. pojawiły sie też myśli, jak zawalczyć z grzechem, skąd wziąć siły do walki z szatanem. Wiem, że niezbędne będą "miecze", które dał nam Chrystus: Eucharystia, Sakrament pokuty i pojednania, namiot spotkania czy dialog małżeński.

Jestem podbudowana po tych rekolekcjach i wdzięczna Bogu za Ruch Światło Zycie. Z wielką radością polecam innym rodzinom 2gi stopień Oazy Rodzin w Bogdankach.

Tak mnie skrusz, tak mnie złam, tak mnie wypal Panie, byś został tylko Ty….

Ania z diecezji poznańskiej


Pojechałam na Oazę Rodzin głównie z ciekawości. Koleżanka zadzwoniła do mnie i zapytała, czy nie mam ochoty się przejechać, bo ona pracuje i nie może. Długo się nad tym nie zastanawiałam, po prostu stwierdziłam, że może warto spróbować. Nim bardziej zbliżaliśmy się do terminu wyjazdu, tym bardziej byłam ciekawa jak będzie, ale i coraz mocniej się bałam. Nikogo tam tak naprawdę nie znałam, a jestem dość nieśmiała i martwiłam się, że się po prostu nie odnajdę w tym nowym świecie. Pierwsze chwile i doby były naprawdę ciężkie. Próbowałam załapać jakiś kontakt, zarówno z dziećmi jak i resztą diakonii. Modliłam się o dobry rozwój całej tej sytuacji i Bóg faktycznie kierował to tak, że coraz lepiej czułam się w tym towarzystwie. Uczyłam się powoli jak przekazywać dzieciom prawdy, które są oczywiste dla nas, ale dla nich niekoniecznie. Z każdym dniem byłam także coraz bardziej dumna z rozwoju tych dzieciaków. Widziałam ich wzrost i większą otwartość na to, co jako diakonia mieliśmy do przekazania. Dzieci często coś rysowały i w tym również dopatrywałam się takiej Bożej ingerencji i widziałam ją zarówno w ich dziełach jak i w moich twórczościach, które powstawały, gdy wszyscy spali, wbrew temu, co mi już czasem mówią nie umiem rysować, ale lubię to i robiąc to zgodnie z Bożą wolą, po prostu jakoś coś wychodzi. To zawsze zaskakujące, gdy spojrzy się na wszystko z innej strony i dostrzeże się, że wszystko co jest dziełem rąk naszych, jest także dziełem Boga, bo to On uzdalnia nas do tworzenia. Swoją drogą ten nocny czas był naprawdę niesamowity. Zaczynając od adoracji, którą przeżyłam razem z całą diakonią śpiewając pieśni na chwałę Pana. Czasami nam wychodziło, a czasem nie, ale dla mnie najważniejsze i najbardziej niezwykłe było to, że właśnie w ogóle śpiewałam. Czułam, że się zmieniam, że przestaję się bać i że nie przeszkadza mi to, że śpiewam przy kimś, co w szarej rzeczywistości zdarza się dość rzadko. Kończąc na przykład na kopaniu dołu na skrzynie ze skarbami dla dzieciaków. Robiłyśmy to wspólnie i to było wspaniałe, bo normalnie zawsze zostaje ze wszystkim sama, a tym razem Bóg zadbał cudownie o to bym sama nie była ani chwili. Grywałyśmy w siatkówkę, oblewałyśmy się wodą, po prostu dobrze się bawiłyśmy, ale także dbałyśmy o swoje potrzeby, pomagałyśmy. Dziewczyny pilnowały, żebym nie była głodna, co na mojej ostatniej oazie faktycznie było problemem, bo źle się czułam jedząc w towarzystwie, tu tak jakby wszystko z każdym dniem po prostu przechodziło, lęk mnie opuszczał. Śmiałam się, że to w ogóle nie ja, ale to właśnie ja. Jezus pomógł mi otworzyć się na tyle, by po prostu być sobą. Zajmowałam się dziećmi, a równolegle poznawałam siebie, uczyłam się być szczęśliwa i poznawałam cudownych ludzi, w których odnajdywałam Boga i miłość. 

Zosia z diakonii wychowawczej


Na rekolekcjach   doświadczyłam miłości  Boga dawanej Mi poprzez dzieci. Patrząc na dzieci widziałam jakie są szczere  i radosne. Uznałam, że powinnam się od nich tego uczyć.   Często  nie mam pojęcia skąd brałam siły  do posługi. Poprzez te rekolekcje Jezus uczył Mnie prawdziwej służby  miłości. 

Wiktoria z diakonii wychowawczej


Świadectwo z ORAR II st. w Zębie k/Zakopanego

Orar w górach? Z małymi dziećmi? Po co jechać tak daleko, w fajne turystycznie miejsce, skoro nie będzie można porządnie z niego skorzystać? Takie pytania od kilku lat zadawałem żonie, kiedy proponowała rekolekcje w Zębie pod Zakopanem. W tym roku żona podjęła decyzję sama, a mnie tylko informowała, gdzie i kiedy pojedziemy. Mój brak sprzeciwu odczytywała jako zgodę, a ja widząc, że jej zależy, nie tłumiłem tego zapału serią zniechęcających pytań. Tak trafiliśmy na Orar II stopnia, który przygotował nas do bycia animatorami w kręgu. Nie powiem, że był to czas szczególnych uniesień i wyjątkowych przemyśleń pogłębiających wiarę. Jednak te kilka dni uświadomiły mi, jakie zadania i wyzwania stoją przed parą, której powierzono funkcję "animatorowania". A jest to o tyle istotne, że w tym roku, razem z żoną, będziemy pełnić tę funkcję w naszym kręgu. Na rekolekcje przyjechały rodziny z różnych diecezji, co było naprawdę super. Wymiana tak wielu doświadczeń i dobrych praktyk sprawiła, że wracaliśmy do domu z głowami pełnymi pomysłów. Te rekolekcje to z pewnością idealna okazja, żeby pokonać w sobie strach i wątpliwości przed byciem animatorem. A czy warto jechać z małymi dziećmi na Orar organizowany w górach?  Zdecydowanie tak. Bo był tam czas na wszystko. Na modlitwę, konferencje, dobre rozmowy (również z własną żoną) i wyciśnięcie z gór tego, co mają do zaoferowania.

Piotr