Środa Popielcowa - Proch i dusza
| autor: dk. Karol Godlewski
Ewangelia rokrocznie odczytywana podczas liturgii Środy Popielcowej (Mt 6, 1-6. 16-18) doskonale wprowadza nas w klimat Wielkiego Postu i jasno wskazuje na zaproszenie, jakie niesie ze sobą ten zbawczy okres.
Niby refren powtarzają się w niej słowa Jezusa: „Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie”, umiejscowione w kontekście wezwania do trzech dzieł wielkopostnych – modlitwy, postu i jałmużny.
Pierwsze z nich – modlitwa – zaprasza mnie do doświadczenia bycia synem Ojca. Dzisiejsze drugie czytanie brewiarzowe z pism św. Klemensa I, papieża, cytuje obiecujący fragment Słowa Bożego, który warto w tym miejscu przytoczyć: „Opamiętajcie się, domu Izraela, od waszej nieprawości. Powiedz synom mojego ludu: Jeśliby grzechy wasze sięgały od ziemi aż do nieba, gdyby były bardziej czerwone niż szkarłat i bardziej czarne niż pokutny wór, a nawrócilibyście się do Mnie całym sercem i powiedzielibyście: «Ojcze», nakłonię ku wam jako ku narodowi świętemu ucha mego”.
W myśl tego Słowa można powiedzieć, że nawrócenie – a w Wielkim Poście odmieniamy te słowo chyba przez wszystkie przypadki – osadza się na poczuciu bycia synem Ojca, który – jak z mocą przypomina papież Franciszek – „nigdy się nie męczy przebaczaniem”.
Pierwsze zatem zaproszenie wielkopostne to zaproszenie do przedłużonej modlitwy, która będzie nie tylko spełnieniem chrześcijańskiego obowiązku, ale okazją do wejścia w dziecięcą relację z Bogiem, w której poczuję się bezwarunkowo kochany.
Drugie dzieło wielkopostne – post – zaprasza do wejścia w siebie, do częstszego i głębszego pozostawania w sercu i mówienia zdecydowanego „nie” dyktaturze zewnętrzności, cielesności, zmysłowości i posiadania.
Dzięki praktyce postu – a więc okazywania się wolnym w moich odniesieniach do dóbr stworzonych – mam szansę „pozostać w ukryciu”, gdzie kształtuje i rozwija się moja relacja z Ojcem.
W tym kontekście na myśl przychodzi scena prapoczątków ludzkości – obraz tego, co zmieniło się w człowieku po grzechu pierworodnym. Gdy bowiem Adam i Ewa trwali w pierwotnej łasce, ich potrzeby w zupełności zaspokajała obecność Boga, a ich największym szczęściem była sposobność „przechadzania się z Nim” po ścieżkach Edenu. Gdy zaś utracili swój skarb poprzez nieposłuszeństwo okazane Ojcowskiej trosce, nagle okazały się być potrzebne „przepaski osłaniające ich nagość”, która wcześniej – z uwagi na porządek w odniesieniach do spraw zewnętrznych – nie stanowiła żadnego problemu. Tak też jest i z każdym z nas – im mniej jesteśmy przy Bogu, im mniej cieszy nas łaska i Jego Obecność, tym głośniej krzyczą w nas wszelkie potrzeby zewnętrzne, które z czasem mogą stać się terroryzującym nasze serce dyktatorem.
I wreszcie trzecie, ostatnie dzieło wielkopostne – jałmużna. Ona stanowi – jak powiedział ostatnio papież Franciszek – przejście łaski „z serca do rąk”.
Doświadczając synowskiej relacji z Ojcem i nie poddając się dyktatowi dóbr zewnętrznych, muszę pilnie troszczyć się o to, bym nie stał się zgorzkniałym pseudoascetą, który frustruje się kontrastem pomiędzy mnogością własnych praktyk pokutnych a ich niewielką liczbą u bliźnich.
Tu z pomocą przychodzi mi jałmużna – „rękodzieło”, bo tak napisał o niej Franciszek, które w moim życiu może przyjmować tysiące kształtów. Wspólnym zaś mianownikiem jest najprostsze i najbanalniejsze bycie dobrym – „jak chleb leżący na stole, z którego każdy głodny może sobie ukroić tyle, ile potrzebuje” (św. Brat Albert).
Niech o tym wszystkim przypomni nam dziś znak popiołu, którym zostaną posypane nasze głowy.